Ubodzy

Autor tekstu
ks. Krzysztof Konkol
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie Co Jezus miał na myśli mówiąc, że szczęśliwi są ci, którzy są ubodzy. Może warto zapytać o to ubogą wdowę, którą kiedyś Jezus pochwalił w jerozolimskiej świątyni. Z Ewangelii według św. Marka (12, 42 -44) Potem usiadł

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie

Co Jezus miał na myśli mówiąc, że szczęśliwi są ci, którzy są ubodzy. Może warto zapytać o to ubogą wdowę, którą kiedyś Jezus pochwalił w jerozolimskiej świątyni.  
Z Ewangelii według św. Marka (12, 42 -44)

Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie».    

Uboga wdowa została pochwalona przez Jezusa nie za to, jaką kwotę przekazała na utrzymanie świątyni, ani nie za to, że oddała wszystko, co miała. Pochwała dotyczy jej bezgranicznego zaufania. Oddawszy Bogu wszystko, chciała polegać tylko na Nim. W szczęściu wypływającym z ubóstwa wcale nie chodzi o to, żeby nieroztropnie pozbywać się dóbr, które otrzymaliśmy od Boga. Ubogi to człowiek, który - jak sugeruje samo określenie - wszytko ma u Boga. Może być tak, że ktoś choć jest bogaty, jednocześnie jest ubogi, ponieważ bezgranicznie wierzy Bogu, a nie temu,  co posiada. Może być też i tak, że ktoś jest materialnie biedny, a jednocześnie jego serce opanowane jest żądzą posiadania. Jak „zmierzyć” poziom swojego ubóstwa, zbadać swoje zaufanie Bogu? Z pewnością dobrym miernikiem jest zdolność do  dzielenia się tym, co posiadam. Jeżeli potrafię się dzielić, i to nie tylko dobrami materialnymi, ale także swoim czasem czy zdolnościami, znaczy to, że ufam  Bogu, który zatroszczy się o moje życie, jeżeli ja zdecyduję się troszczyć o życie innych ludzi. Pomyśl, jak szczęśliwe byłoby nasze życie, gdybyśmy przestali pokładać nadzieję w sobie czy w tym, co posiadamy, a zaczęli naprawdę wierzyć Bogu, zatroskanemu o każdą sekundę naszego życia. Szczęście, które obiecuje Jezus, jest powiązane z wiarą. Może warto sobie zatem zadać pytanie, w kogo lub w co tak naprawdę wierzę, komu lub czemu zaufałem? Jeżeli jesteś odważny i nie boisz się prawdy o sobie, proponuję mały test na ubóstwo: wypisz na kartce to, co stanowi dziś wartość dla Ciebie;  być może będą to pieniądze, dobra materialne, znajomości, zdrowie, zdolności etc. Czy jesteś w stanie powiedzieć Bogu „oddaję Tobie to wszytko, ponieważ chcę iść drogą pierwszego błogosławieństwa”? 

Historia Kościoła, także życie świętych pokazuje nam wyraźnie, że radykalne pójście za Jezusem wiąże się z niezwykłym błogosławieństwem i działaniem Boga w naszym życiu. Spójrz na życie św. Franciszka - jego szaleństwo pójścia za Jezusem do końca było początkiem przemiany Kościoła , dało też początek wspólnocie, która przetrwała do dzisiaj i świadczy o tym, że warto być ubogim. Doświadczenie św. Franciszka może być również twoim, jeżeli zdecydujesz się oddać Jezusowi wszystko. Czasami tęsknimy za innym życiem, bardziej bożym, świętym , i zastanawiamy się, dlaczego nic się nie zmienia, dlaczego na drodze naszej wiary utknęliśmy w miejscu albo się cofamy. Bóg chce nam dać naprawdę wiele, ale boże dary potrzebują wolnego serca, bo tylko takie jest w stanie przyjąć Miłość i pójść za Nią, dokądkolwiek nas poprowadzi. Ubóstwo wiąże się nie tyle z pytaniem, co mogę Bogu dać, ile raczej z pytaniem, z czego powinienem zrezygnować, żeby moje serce stało się naprawdę wolne. Święty Jan od Krzyża powiedziałby, że nie jest ważne, czy trzyma cię gruby sznur, czy cienka nitka - jedno i drugie nie pozwala ci wznieść się w górę.    
Gdybyśmy nasze rozważania na temat ubogich w duchu i ubóstwa ograniczyli tylko do spraw materialnych i związanego z nimi poczucia bezpieczeństwa, miałbym wrażenie jakiegoś spłycenia czy zawężenia tematu. A zatem czas na kolejne pytanie: co oznacza ubóstwo ducha, o którym mówi Jezus. Odpowiedzi na to pytanie poszukamy w przypowieści o faryzeuszu i celniku, których – tak jak ubogą wdowę – spotykamy w świątyni jerozolimskiej. Postaramy się czytać to opowiadanie w kluczu naszych rozważań.  
 Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,9-14).

Do świątyni przychodzi dwóch ludzi -  faryzeusz i celnik. Który z nich jest „bogaty”, a który „ubogi”? Faryzeusz szczyci się tym, że jest w porządku wobec Pana Boga i innych ludzi, bo przecież zachowuje posty, daje dziesięcinę, jest bardzo religijny, zatem na pewno zasługuje na uznanie  i boże błogosławieństwo. I rzeczywiście, gdy popatrzymy zewnętrznie, ma on rację, bo praktyki duchowe, które podejmuje, same w sobie są dobre. Problem jest zdecydowanie głębszy;  bohater tej przypowieści całą swoją religijność zbudował nie na zaufaniu Bogu, ale na zaufaniu samemu sobie. Ta przypowieść pokazuje nam jasno, że religijność  (czyli praktyki religijne) to nie to samo, co wiara. Można być człowiekiem religijnym, a jednocześnie niewierzącym! Można wypełniać wiele praktyk duchowych, a nigdy nie spotkać się z Bogiem, jedynie z samym sobą, z własnym fałszywym obrazem siebie. Źle przeżywana religijność może nas nie tylko nie przybliżać do Boga, ale wręcz przeciwnie - może od Niego oddalać, ponieważ będzie w nas budowała fałszywe przekonanie, że przecież wszystko jest w porządku, przecież tyle robię dla -  no właśnie, dla kogo? Dla siebie, swojej pychy, czy dla Pana Boga i drugiego człowieka? Prawda o faryzeuszu jeszcze bardziej wychodzi na jaw, gdy zaczyna się on porównywać się z celnikiem . Podobnie jest i z nami.  Źle przeżywana religijność nie tylko oddala nas od Boga, ale również oddala nas od drugiego człowieka, często rodząc pogardę wobec tych, którzy w naszej opinii są „skończonym grzesznikami”, bez nadziei na zbawienie. „Bogactwo” faryzeusza okazało się jego największym bankructwem, skutecznie bowiem oddaliło go od doświadczenia bezinteresownej miłości Boga. Przyczyną tak przeżywanej religijności może być chęć zasługiwania na miłość, zapracowania na coś, co Bóg pragnie dać nam za darmo.  Z jakim nastawieniem serca przychodzę na spotkanie z Bogiem?  Czy chcę udowodnić Bogu, jaki jestem wspaniały i zdyscyplinowany, czy raczej chodzi mi o to, żeby otworzyć się na  przemieniającą moc Bożej miłości?

Teraz warto spojrzeć na celnika, który jest mniej „widoczny” nie tylko dlatego, że stoi w tyle świątyni, ale przede wszystkim dlatego, że nie robi wokół swojej osoby tyle szumu i zamieszania. Nie ma on wątpliwości, że jest grzesznikiem. Wie o tym nie tylko on, znają go także jako celnika nie tylko ludzie z najbliższego otoczenia, a jednak przychodzi do świątyni i chce się spotkać z Bogiem, chociaż - jak sam uznaje - nie jest stanie  w żaden sposób odpowiedzieć na Bożą miłość. Jego jedyną odpowiedzią jest pokora, czyli uznanie, że na boże dary nie możemy sobie zasłużyć, możemy jedynie otrzymać je za darmo, gdy otwieramy przed Bogiem nasze serca, poranione przez nasze grzechy i słabości. Grzesznik z tej przypowieści uczy nas i zaprasza do wiary w Boże miłosierdzie, a nie we własne siły i możliwości.

 Jak wyglądają moje spotkania z Bogiem - czy jestem człowiekiem „ubogim” czy „bogatym” przed Bogiem? Pierwsze błogosławieństwo zachęca nas do tego, żeby do Boga przychodzić w postawie pustych dłoni. Spójrz na siebie - kiedy przychodzisz do Boga w postawie faryzeusza , twoje dłonie są pełne zasług  i „wybitnych osiągnięć” w drodze do świętości, kiedy przychodzisz w postawie celnika, twoje dłonie są puste. Jak myślisz, które dłonie są w stanie przyjąć więcej darów – puste czy pełne ? Odpowiedź narzuca się sama. Przypowieść o bogatym faryzeuszu i ubogim celniku każe nam zmienić perspektywę spojrzenia na nasze życie duchowe. Czasami wydaje się nam, że nasz słabości czy upadki dyskwalifikują nas w drodze do świętości, a tymczasem mogą być one miejscem doświadczania mocy bożego miłosierdzia. To, co naprawdę nawraca nasze serce, to nie tylko nasze postanowienia czy siła woli, ale przede wszystkim  doświadczenie darmowej miłości Boga. Czy jesteś na tyle ubogi, aby ją przyjąć, czy może próbujesz ciągle za nią zapłacić, żeby nie mieć żadnych zobowiązań wobec Boga? A może już potrafisz - jak św. Paweł -  ucieszyć się ze swoich słabości i potraktować je jako swoistego rodzaju drogę do prawdziwego spotkania z Bogiem. 

Czas,  aby spojrzeć na to, w jaki sposób Jezus realizował pierwsze błogosławieństwo. On, prawdziwy Bóg, „właściciel” całego wszechświata, od początku swojej ziemskiej drogi był ubogi – rodzi się w stajence, później ucieka do Egiptu, gdzie żyje z dala od ojczyzny, wychowuje się w skromnym Nazarecie, a kiedy podejmuje publiczną działalność, mówi o sobie, że nie ma miejsca, „gdzie by głowę mógł złożyć”. Jego ubóstwo osiąga apogeum w momencie śmierci na drzewie krzyża. Jezus umiera w całkowitym ogołoceniu, odarty ze wszystkiego, nawet z poczucia obecności Ojca. Jest całkowicie „ubogi”.  Pozostaje mu tylko wiara, że jest kochany i że warto żyć i umierać dla miłości. Czy pociąga Cię ubóstwo, które pokazuje nam Jezus ? To pytanie, szczególnie w kontekście Golgoty, może i powinno rodzić w nas niepokój ...
I w końcu obietnica związana z tym błogosławieństwem:  Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. 

Tak, nagrodą za ubóstwo jest królestwo niebieskie, a ono jest wszędzie tam, gdzie jest miłość. Królestwo Boże jest pośród nas, królestwo boże jest w nas. Jeżeli porzucę to, co pozorne, a otworzę się na to, co prawdziwe, Bóg wleje w moje serce swoją miłość, a ona uzdolni mnie do tego, żeby kochać innych ludzi nie własną mocą, ale mocą Boga. Ważne jest w życiu pytanie, czy kocham, ale jeszcze ważniejsze jest pytanie, jak kocham. Czy kocham „po ludzku”, czy kocham „po bożemu”? Pierwsze błogosławieństwo zaprasza nas, duchowych biedaków, do hojnego rozdawania bożej miłości. „Błogosławieństwa” są pełne bożych paradoksów, jednym z nich jest logika rozdawania – im więcej daję, tym więcej otrzymuję. Boża miłość dawana w świecie wraca do mnie „pomnożona”.