Kapłaństwo – niezwykły dar dla małżonków

Autor tekstu
Agata
Mam na imię Agata. Od 26 lat żyję w małżeństwie z Jarkiem, od 25 lat jestem matką, mamy pięcioro dzieci, mieszkamy w Wejherowie. Od 11 lat świadomie żyjemy we wspólnocie Kościoła. To ważne jedenaście lat naszego życia, bo to właśnie w Kościele miało miejsce uzdrowienie z moich zranień: tych emocjonalnych – z powodu alkoholizmu taty ale i duchowych.

Mam na imię Agata. Od 26 lat żyję w małżeństwie z Jarkiem, od 25 lat jestem matką, mamy pięcioro dzieci, mieszkamy w Wejherowie. Od 11 lat świadomie żyjemy we wspólnocie Kościoła. To ważne jedenaście lat naszego życia, bo to właśnie w Kościele miało miejsce uzdrowienie z moich zranień: tych emocjonalnych – z powodu alkoholizmu taty ale i duchowych.

Zostałam obarczona syndromem osoby ocalonej od aborcji. Lęk przed odrzuceniem, poczucie, że nie zasługuję na miłość, w końcu depresja, w wyniku której znalazłam się na intensywnej terapii po przedawkowaniu leków... I pewnie do dziś byłaby to moja rzeczywistość, gdybyśmy pewnego dnia nie odpowiedzieli na zaproszenie do wspólnoty małżeńskiej przy naszej parafii. Bóg w swej dobroci odsłonił przed nami wielkie bogactwo i głębię mądrości Kościoła Świętego

A w nim konkretne sytuacje i konkretni kapłani… Chciałabym ich nazwać po imieniu, aby dać świadectwo, że ich kapłaństwo i namaszczone dłonie pomogły mi i mojemu mężowi przejść przez najtrudniejszy czas naszego małżeństwa.

Ksiądz Piotr – towarzyszył nam kiedy podjęliśmy decyzję o wejściu do wspólnoty. Jak nikt zachwycił nas Pismem Świętym. Nauczył tej pięknej modlitwy Słowem Bożym, która była źródłem siły potrzebnej do tego, co nas czekało niebawem. I kolejny ksiądz Piotr – nasz spowiednik. Ileż razy umacniał radą, wskazywał na przyczynę niepokojów, pocieszał ale i zdecydowanie upominał.

Kiedy przed pięcioma laty dowiedziałam się, że miałam być dzieckiem abortowanym, mój świat rozpadł się jak domek z kart. Emocje i psychika nie wytrzymały. Miałam wrażenie, że nikt ani nic nie jest wstanie mi pomóc. I wtedy krótki sms od księdza Krystiana, z którym organizowaliśmy wcześniej rekolekcje – „powinnaś dać sobie pomóc”. Znał nasza rodzinę. Wiedział, że nie będzie to proste. A jednak zaproponował pomoc. Spowiedź generalna, a potem wiele wskazówek i podpowiedzi jak w tym chaosie odnaleźć miłość Boga. Tak bardzo chciałam odciąć się od przeszłości, że popełniałam masę błędów… Zamykałam się we własnym bólu, nie wierzyłam w dobre intencje najbliższych mi osób. Chora była dusza, umysł, ciało… Cierpiała cała rodzina…

Jak przestać ranić i znów zacząć kochać – rozpaczliwie szukałam odpowiedzi. I wtedy Bóg posłużył się księdzem Jackiem. Kapłan wysłuchał i zaczął od sakramentu namaszczenia chorych! Niesamowita łaska! Niewidzialna, a tak realna! To był punkt zwrotny. Nie swoją mocą odzyskiwałam szybko równowagę. Było coraz lepiej, coraz radośniej ;)

A dziś… Dziś to doświadczenie odbieramy jako dar od Boga. Dar, którym dzielimy się z małżeństwami, przeżywającymi podobne sytuacje. Łatwo współodczuwać kiedy przeszło się taką sama drogę. I tym razem nie jesteśmy sami! W smutku i radości obecni są z nami kapłani!

W dzieleniu się doświadczeniem Bożej obecności w naszym życiu, jest teraz z  nam i naszą wspólnotą młody kapłan – ksiądz Krzysztof. Towarzyszy w kręgu rodzin, prowadzi rekolekcje dla rodzin, służy.

Kapłaństwo i małżeństwo – dwa sakramenty zależne od siebie. Jeżeli słyszymy o kryzysie kapłaństwa, to znaczy, że za mało modlimy się za Was, drodzy księża!

Jeżeli rodzina jest zagrożona, to wiedzcie, że my potrzebujemy Waszej modlitwy, namaszczonych rąk, i zwyczajnej obecności w naszych rodzinach i wspólnotach…

Maryjo, Królowo Pokoju, strzeż kapłanów przed złem!