Camino z pasją – ksiądz w drodze do Santiago - część II

Autor tekstu
ks. Jerzy Stolczyk
Camino Portogese: Lizbona, Fatima – Coimbra – Porto – Santiago (Fisterra)4 sierpnia – 26 sierpnia 2016„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca… i poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie, a poznasz Pana” (Oz 2,16.21-22). Czuję radość, czytając ten tekst. Camino, a więc droga, wyprowadza na pustynię.

Camino Portogese: Lizbona, Fatima – Coimbra – Porto – Santiago (Fisterra)

4 sierpnia – 26 sierpnia 2016

„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca… i poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie, a poznasz Pana” (Oz 2,16.21-22). Czuję radość, czytając ten tekst. Camino, a więc droga, wyprowadza na pustynię. 

Dzień 3. SANTAREM – ALCANENA (37 km)

7 sierpnia, niedziela

Siódma rano. Wychodzimy. Zaczyna się upał. To będzie najgorętszy i chyba najtrudniejszy dzień. Na szlaku w szczerym polu chata. Dom starszego człowieka, który da nam pamiątkową pieczątkę. Składamy mu drobną ofiarę i ruszamy dalej. Nasze Camino prowadzi dziś przez winnice i gaje oliwne. Okolica cudowna. Cisza, spokój, pusta droga. Jedyny problem – żar z nieba. Nie ma cienia.

Po raz pierwszy jemy dojrzałe figi. Rosną dziko, na opuszczonych terenach. Smaczny, pożywny posiłek. Zanim dotrzemy do nich, pokonujemy wzniesienie… 200 metrów. Smażymy się jak na patelni. Ponad 50 stopni w słońcu. Sławek ciężko znosi to piekło. Bardzo się o niego martwię. Proszę w modlitwie o pomoc.

Jakoś wytrzymuję temperaturę. Przypominam sobie, co mówił mój świętej pamięci Tata. Nigdy nie było mu za gorąco. Tak bardzo się nie pocił. Mam coś z niego. Idzie mi się dobrze. W słońcu ładuję się jak bateria.

Godzina siedemnasta. Przychodzimy do większej miejscowości. Bar sieci Delta towarzyszy nam od początku drogi, odpoczniemy ponad godzinę. Potem dalej. O osiemnastej jesteśmy w hotelu w Alcanena. Dają nam pokój za 22,50 euro za łóżko. Klimatyzowany. Nocleg zapowiada się znakomicie. Szybko zapominamy o trudach dnia. Jak zwykle na zakończenie wędrowania pranie, kąpiel. Chwila odpoczynku.

Pranie wywieszone na tarasie schnie w dwadzieścia minut. Za oknem nadal gorąco. Robi się późno. Idziemy do miejscowej restauracji, na szczęście blisko hotelu, na obfitą kolację. To pierwszy solidny posiłek od trzech dni. Zerkam na termometr o wpół do ósmej wieczorem – 40 stopni… w cieniu.

 

Dzień 4. ALCANENA – FATIMA (25 km)

8 sierpnia, poniedziałek

Górska ścieżka przy autostradzie. Rano po drodze witają nas spłoszone zające. Z podniesionymi długimi uszami przeskakują naszą ścieżkę. Jest ich tak dużo! Dodają uroku tej drodze.

Zatrzymujemy się w jakiejś miejscowości na kawę. Wielki plac przed kościołem po festynie. Chyba od wczoraj całkowicie zadaszony. Dzisiaj wielkie sprzątanie. Przy kawie siedzą jedynie kobiety. Zwykle o tej porze w kawiarni są sami mężczyźni, teraz odpoczywają pewnie w domu.

Czasami wybieramy inną drogę. Wtedy jesteśmy poza szlakiem z naszymi znakami. Dlatego, kiedy znów dostrzegam żółtą strzałkę pokazującą kierunek do Fatimy i Santiago, ogromnie się cieszę, że wracamy na szlak. Pielgrzymi od wieków modlą się, idąc właśnie tędy.

Widać tablicę: „Fatima”. Serce uderza mocniej! Można przylecieć samolotem, można przyjechać autokarem. My dochodzimy na własnych nogach, w pocie czoła. Jak się nie wzruszyć. Proszę Maryję, byśmy mogli wejść od strony Aljustrel, to znaczy od wioski, gdzie sto lat temu mieszkały dzieci, którym Matka Boża się ukazała. 

Mamy mało czasu. Ta miejscowość jest nieco oddalona od sanktuarium, a upał trudny do zniesienia. Opatrzność Boża sprawia, że wchodzimy (Sławka GPS!) właśnie tą drogą. Możemy wcześniej wejść do domów, w których mieszkali błogosławieni Pastuszkowie i Łucja ze swoimi rodzicami.

Odpoczywamy chwilę w miejscowym barze. Idziemy na Kalwarię Węgierską, odmawiamy różańcową tajemnicę Dźwigania Krzyża. Przez rondo Pastuszków kierujemy się do Sanktuarium.

Jakie to wszystko świeże w pamięci. Wspominam przyjazd do Fatimy sprzed trzech miesięcy. Był początek maja. Wraz z pielgrzymami z parafii przyleciałem do Porto samolotem, potem autokarem dotarłem z moją grupą do Fatimy. Bóg daje mi wielką łaskę, że jestem tutaj znowu i to w tak krótkim czasie.

Od razu kierujemy się do kaplicy Matki Bożej. O czternastej jest tu prawie pusto, kilkadziesiąt osób modli się w ciszy. To niezwykle piękny moment… Mocne przeżycie.

W punkcie informacyjnym pielgrzymów obsługuje Ukrainka. Słyszymy o albergue, czyli o schronisku dla pątników. Udajemy się tam. Słońce ostro grzeje, a błękitne niebo i biel bazyliki Matki Bożej dodają szczególnego uroku. W Fatimie pątnicy z paszportem pielgrzyma mają nocleg gratis i mogą zostać na kolejną noc. Po godzinie odpoczynku idę do kaplicy Matki Bożej celebrować Mszę Świętą.

O siedemnastej dołączam do Koreańczyków. Przypominam sobie moje pierwsze Camino. Poznałem wtedy dwóch pielgrzymów, którzy towarzyszyli nam od połowy drogi, a potem zaprosili nas do siebie, do Korei. Miłe wspomnienia wracają, kiedy znów widzę grupę Koreańczyków. Z pobytu w tym państwie zapamiętałem dwa słowa: dzień dobry i dziękuję. Ksiądz Koreańczyk zdumiewa się, kiedy słyszy te słowa wypowiadane przez Polaka. Po mszy jesteśmy bardzo głodni. Na kolację trzeba jednak poczekać. Ze względu na temperaturę ciepłe posiłki wydaje się tu po dziewiętnastej. W końcu nadchodzi ten moment! Jedzenie jest pyszne. Sławek oznajmia, że pójdzie do naszego schroniska. Nie ruszam się z Sanktuarium. Czekam na wieczorny różaniec z procesją. Do 21.30 sporo czasu, ale bardzo pragnę pobyć u Matki Bożej. Siadam na posadzce kaplicy, opieram się o ścianę. Potrzebuję spokoju, ciszy. Mija godzina. Podchodzą jacyś ludzie, pytają, czy coś się nie stało. Wszystko w porządku. Pewnie myślą, że zasłabłem. Chcę tu być. To takie miejsce.

Tuż przez różańcem podchodzi zakrystianin odpowiedzialny za prowadzenie modlitwy. Prosi, abym prowadził rozważanie i modlitwę po polsku. To dla mnie wielkie wyróżnienie. Przeżywam to naprawdę mocno. Mam poprowadzić tajemnicę Narodzenia Pana Jezusa. Nawiązuję do 1050 rocznicy Chrztu Polski i do wizyty Papieża Franciszka w Ojczyźnie.

O godzinie 23 kładę się spać. W naszym pokoju straszliwie gorąco, w głowie kotłują się myśli, serce pełne wzruszeń. Będzie daleko po północy, kiedy w końcu zasnę…

Część I

Część III