Camino z pasją – ksiądz w drodze do Santiago - część I

Autor tekstu
ks. Jerzy Stolczyk
Camino Portogese: Lizbona, Fatima – Coimbra – Porto – Santiago (Fisterra)4 sierpnia – 26 sierpnia 2016„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca… i poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie, a poznasz Pana” (Oz 2,16.21-22). Czuję radość, czytając ten tekst. Camino, a więc droga, wyprowadza na pustynię.

Camino Portogese: Lizbona, Fatima – Coimbra – Porto – Santiago (Fisterra)

4 sierpnia – 26 sierpnia 2016

„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca… i poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie, a poznasz Pana” (Oz 2,16.21-22). Czuję radość, czytając ten tekst. Camino, a więc droga, wyprowadza na pustynię. 

GDAŃSK – LIZBONA 

4 sierpnia, czwartek

Z Gdańska wylatujemy po szóstej rano. W samolocie czeka mnie miła niespodzianka. Spotykam koleżankę ze szkoły, Małgosię, która razem z Natalią też leci do Warszawy – na Camino Norte. Już na miejscu w oczekiwaniu na następny lot mamy dużo czasu, aby uciąć sobie miłą pogawędkę. Małgosia była już kiedyś na odcinku tej trasy, więc dzieli się z nami swoim doświadczeniem.

Lot do Lizbony przebiega spokojnie. Około siedemnastej lądujemy w stolicy Portugalii. Wita nas słońce i błękitne niebo – jak dla mnie świetna pogoda. Metrem z lotniska udajemy się prosto do Katedry, by nawiedzić najważniejsze miejsce w mieście i polecić się Bogu przez wstawiennictwo św. Jakuba i św. Antoniego, który pochodził z Lizbony. Zdążymy jeszcze zakupić nasz credencial, czyli paszport pielgrzyma. Dzisiaj, tzn. 4 sierpnia jest wspomnienie św. Jana Marii Vianneya, patrona wszystkich kapłanów. Po zakwaterowaniu w hostelu obok Katedry (30 euro od osoby, ze śniadaniem) wyruszamy na zwiedzanie miasta. 

Jesteśmy w porcie, dokąd od wieków przypływały statki i skąd Portugalczycy wypływali na podbój nowego świata. Z wody wynurzają się dwa stare słupy, które pamiętają dawne czasy i świadczą o historycznej potędze Portugalii. Po ponadgodzinnym oczekiwaniu wjeżdżamy Elewadorem, czyli zabytkową windą  z 1902 roku, na górę, by podziwiać panoramę miasta. Słońce powoli zachodzi. Zaraz będziemy szukać lokalu, w którym można coś zjeść. Niestety, we wszystkich barach, restauracjach miejsca są wypełnione turystami. W końcu udaje się nam coś znaleźć. Zamawiam spaghetti bolonese. Smakuje wybornie. To mój pierwszy solidny posiłek od dwóch dni. Przed wyjazdem te dwa dni z powodu zatrucia przepościłem. Do hotelu wracamy późnym wieczorem, około 22.30. Dzięki wi-fi w hotelu mogę z mojego telefonu przesłać Rodzinie i Przyjaciołom wiadomości oraz odmówić brewiarz. Dzień kończę godzinę przed północą. Czas na sen.

Dzień 1. LIZBONA – VILA FRANCA DE XIRA

5 sierpnia, piątek

Pobudka! Godzina siódma. Za oknem przejeżdża zabytkowy tramwaj, taki jak większość w Lizbonie. Zaczynam od modlitwy brewiarzowej. Tego dnia czytam z Księgi Ozeasza: „Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca… i poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie, a poznasz Pana” (Oz 2,16.21-22).

Czuję radość, czytając ten tekst. Camino, a więc droga, wyprowadza na pustynię. Bóg chce mówić do serca. Dziękuję Mu za to prorocze Słowo.

Po godzinie ósmej ruszamy. Jeszcze raz do Katedry, by z Bożym błogosławieństwem, na Bożą chwałę, ku naszemu duchowemu pożytkowi przejść nasze kolejne Camino. Pójdziemy do Fatimy, potem do Santiago. Kilka razy byłem już w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej, ale nigdy nie wybrałem się pieszo. Za Rok Czeka nas wielki jubileusz 100-lecia Objawień Maryi. Teraz mamy 100-lecie objawień Pastuszkom Anioła. W dodatku Jubileusz Miłosierdzia. Jeszcze jeden powód do radości i wdzięczności. Bóg wzywa do czynienia miłosierdzia. Otwieram się na Jego obecność. Wyprawę do Santiago podejmuję po raz czwarty.

Dzień 2. VILA FRANCA DE XIRA – SANTAREM (37 km)

6 sierpnia, sobota

Uroczystość Przemienienia Pańskiego

Afrykańska pogoda. Żar z nieba leje się na nas. W słońcu chyba 50 stopni, może więcej. Rano poszliśmy złą drogą. Musimy przejść punkt poboru opłat na autostradzie. Przez to płacimy „frycowe” – dodatkowe dwa kilometry. Plusem naszej pomyłki jest to, że możemy kupić zimną wodę w jedynym barze na odcinku kilkunastu kilometrów. Ku naszemu zdziwieniu na polach w okolicy, którą przemierzamy, rośnie ryż. Od rana mijamy po drodze wiele zakładów przemysłowych. Trafiamy na zakład przetwórstwa pomidorów. Ich zapach unosi się w powietrzu. Wielkie ciężarówki wypełnione po brzegi czekają na rozładunek.

W Aldi robimy drobne zakupy: chleb, pomidory, napoje. Odcinek dwunastu kilometrów zajmuje nam cztery i pół godziny. Idziemy w największym upale z Azambuja do Cortaixo. Sławek ledwo żywy, dopada go niemoc. W kawiarni czekamy ponad godzinę. Sławek schładza głowę zimną wodą. Dochodzi do siebie, ale decydujemy się na taksówkę. Kierowca podwozi nas do hostelu. Dwanaście kilometrów pokonujemy więc na kółkach ze względu na późną już porę i szalejący upał, który daje się we znaki również samym Portugalczykom. Za 20 euro dojeżdżamy do Santarem. Jest wpół do siódmej wieczorem, termometr w taksówce pokazuje 38 stopni. W hostelu czeka kilkanaście miejsc, ale w sali jesteśmy sami. Nikt nie przeszkadza nam odpocząć. Na dole pijemy tylko zimną wodę. Odprawiam mszę świętą i wspominam rodzinną parafię, która przeżywa swój odpust. Zjadam parę sucharów. Idziemy spać. Nie ma ochoty ani potrzeby jeść więcej.

Część II