Okiem świeckiego:
Kapłan – oszust czy świadek?

Autor tekstu
Agnieszka (licealistka)
Pod takim właśnie, jak w tytule wpisu, tematem przebiegała w zeszłym roku jedna z katechez w moim liceum. Przyszli wtedy do nas klerycy z lokalnego seminarium i za punkt wyjścia wzięli właśnie powyższe pytanie. Zachęcali do szczerych odpowiedzi, podzielenia się tym, co kto myśli.

Pod takim właśnie, jak w tytule wpisu, tematem przebiegała w zeszłym roku jedna z katechez w moim liceum. Przyszli wtedy do nas klerycy z lokalnego seminarium i za punkt wyjścia wzięli właśnie powyższe pytanie. Zachęcali do szczerych odpowiedzi, podzielenia się tym, co kto myśli.

I chyba zbyt dobry pomysł to nie był. Ja, podsycona przez kolegę z klasy, zaczęłam ochoczo udowadniać, że kapłan jest i tym, i tym. Bardziej jednak skupiłam się na oszuście. Bo co kapłan może wiedzieć o życiu małżeńskim, o którym się wypowiada, co do którego poucza? Dlaczego wypowiada się na tematy które go nie dotyczą, których nie zna – a przynajmniej nie powinien znać – z autopsji. Tego typu zarzuty są trochę trudne do odepchnięcia, dlatego, jak mi się wówczas wydawało, wychodziłam z tamtej lekcji religii zwycięsko.

Niedługo później, ni stąd, mi zowąd, poczułam, jak moje słowa obróciły się przeciwko mnie. Uświadomiłam sobie bowiem, że sama postawiłam siebie w świetle oszusta! Moje argumenty bardzo łatwo można przecież obrócić przeciwko mnie: bo jak ja, nie wiedząc o życiu kapłańskim ,,od kuchni” praktycznie nic, mogę osądzać księży?! Nigdy nie czułam tej kapłańskiej udręki, gdy wraca po odprawionej Mszy Świętej do pustego pokoju. Nigdy nie doświadczyłam, jak to jest być na świeczniku, być na bieżącą obserwowanym i krytykowanym przez nie zawsze przychylną wspólnotę parafialną. I nigdy nie miałam na sobie takiej odpowiedzialności świadczenia, jaką on ma.

Módlmy się za naszych duszpasterzy, oni naprawdę tego potrzebują!