Niech Cię Pan błogosławi i strzeże…

Autor tekstu
ks. Jan Uchwat
Tegoroczne wakacje zaplanowałem spędzić na południu Hiszpanii. Mało tego, pierwszy raz w życiu, postanowiłem wybrać się tam własnym samochodem. Świadomość, że będę podróżował tak daleko, zupełnie sam, budziła we mnie skrajne emocje - z jednej strony fascynację, ciekowość , chęć przeżycia niesamowitej przygody, zaś z drugiej strony pewnego rodzaju niepokój, jak to będzie przejechać w jedną stronę ok. 3 tys. km licząc jedynie na własne siły. Tęsknota jednak za Hiszpanią, jej mieszkańcami, świadomość, po co tam jadę, wzięły górę i zdecydowałem się wyruszyć.

Tegoroczne wakacje zaplanowałem spędzić na południu Hiszpanii. Mało tego, pierwszy raz w życiu, postanowiłem wybrać się tam własnym samochodem. Świadomość, że będę podróżował tak daleko, zupełnie sam, budziła we mnie skrajne emocje - z jednej strony fascynację, ciekowość , chęć przeżycia niesamowitej przygody, zaś z drugiej strony pewnego rodzaju niepokój, jak to będzie przejechać w jedną stronę ok. 3 tys. km licząc jedynie na własne siły. Tęsknota jednak za Hiszpanią, jej mieszkańcami, świadomość, po co tam jadę, wzięły górę i zdecydowałem się wyruszyć.

Dla kierowcy czymś naturalnym jest przyglądanie się tabliczkom rejestracyjnym napotykanych samochodów. W miarę oddalania się od polskiej granicy zauważałem coraz mniej samochodów z polską rejestracją. Kiedy widok ich stał się rzadkością, spontanicznie narodziła się we mnie potrzeba błogosławienia Polaków, potem też drogich memu sercu Hiszpanów, aby wszyscy oni mogli szczęśliwie powrócić do domów, do swoich najbliższych. Prawą ręką czyniłem znak krzyża i dobrze życzyłem tym, którzy byli w drodze. Z czasem zacząłem wypatrywać wież kościelnych, aby również czyniąc znak krzyża, pozdrawiać Boga. Uśmiechałem się do Niego w sercu i nie czułem się samotny. Przejeżdżając przez różne kraje i miejscowości analizowałem źródłosłów ich nazw, oczywiście na tyle, na ile pozwalała mi na to moja znajomość językowa. Odkryłem, że pochodzenie nazw miejsc, ulic czy poszczególnych miejscowości ma głębokie znaczenie chrześcijańskie. M.in. Gross Kreutz, Wermels-Kirchen, La chapelle, Saint Nicolas-des-Motets, Saint-Cyr-Sur-Loire, La-Celle-Saint-Avant, El Perdon, Estella, Milagros.

Mijałem kraje, które należały do najstarszych „córek Kościoła” m.in. katolicką Belgię, pierworodną Francję czy Hiszpanię królów katolickich. Mając świadomość, że jestem na ziemiach od wieków katolickich, nie czułem się jak na obczyźnie, ale jak „u siebie”, chociaż w głębi serca czułem też potrzebę modlitwy o to, aby kraje te wróciły do Chrystusa i swoich chrześcijańskich korzeni.

Ta podroż wiele mnie nauczyła. Jako kapłan odkryłem na nowo, że moim powołaniem jest błogosławić innym czyli dobrze im życzyć w każdej sytuacji. Jeśli okoliczności na to pozwalają wtedy tym, których Pan stawia na mojej drodze, kreślę znak krzyża na ich czołach. Bardzo to lubię. Odnajduję również w Słowie Bożym zachętę do błogosławienia: „Błogosławcie a nie złorzeczcie” (Rz 12, 14), „rozradują się błogosławieństwem Pana” (Jr 31, 12), „błogosławieństwem mój lud się nasyci” (Jr 31, 14), „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (Lb 6, 24-26). Zrozumiałem po raz kolejny, że radość błogosławienia i radość tych, którzy dostępują błogosławieństwa są wielkim darem Pana. Zostałem wezwany przez Samego Boga, aby jako kapłan nieść Jego błogosławieństwo tym, którzy tego nieustannie potrzebują.