Kościół dla kogo?

Autor tekstu
o. Dariusz Michalski SJ
Bardzo lubię w Liturgii Wielkiego Piątku wsłuchiwać się w Modlitwę Powszechną za Kościół, za który oddał życie Jezus Chrystus. Ukazuje ona wspólnotę Kościoła w świetle Soboru Watykańskiego II: są to coraz szersze kręgi. W centrum znajduje się wspólnota Kościoła Katolickiego z papieżem na czele. Kolejnymi kręgami są: przygotowujący się do przyjęcia chrztu - katechumeni, wszyscy chrześcijanie, Żydzi, niewierzący w Chrystusa, niewierzący w Boga.

Bardzo lubię w Liturgii Wielkiego Piątku wsłuchiwać się w Modlitwę Powszechną za Kościół, za który oddał życie Jezus Chrystus. Ukazuje ona wspólnotę Kościoła w świetle Soboru Watykańskiego II: są to coraz szersze kręgi. W centrum znajduje się wspólnota Kościoła Katolickiego z papieżem na czele. Kolejnymi kręgami są: przygotowujący się do przyjęcia chrztu - katechumeni, wszyscy chrześcijanie, Żydzi, niewierzący w Chrystusa, niewierzący w Boga.

Na końcu mamy ludzi strapionych i cierpiących niezależnie od wyznawanej wiary lub jej braku. To wizja Kościoła, który obejmuje wszystkich ludzi. Jest to piękny i wzruszający obraz. By jednak nie pozostać na poziomie wzruszeń warto zapytać się w jaki sposób owo widzenie Kościoła może stać się rzeczywistością w moim własnym sercu?

Jakiś czas temu mogłem uczestniczyć w rekolekcjach dla par niesakramentalnych. Jechałem na nie z dużą obawą: kogo tam spotkam, co będę mógł powiedzieć niesakramentalnym parom w obliczu ich niezwykle splątanych ścieżek życiowych. Okazało się, że najważniejsze było nie to, co ja miałem im do przekazania, ale to, czym oni chcieli się podzielić. Spotkałem ludzi przeoranych cierpieniem. Ludzi, którzy nie przyjechali na warsztaty z komunikacji małżeńskiej, ale na rekolekcje. Ludzi, którzy nie szukali człowieka i ludzkiej mądrości, ale Boga i Jego miłosiernej miłości. Ludzi, którzy zmagają się ze świadomością życia w grzechu, a zarazem pokornych i świadomych cierpienia, które sami zadają. I co najbardziej przykre, niestety ludzi często odrzuconych we wspólnocie Kościoła, bo nie wystarczająco porządnych, by móc zadawać się z porządnymi.

Jedno z wezwań Wielkopiątkowej Modlitwy Powszechnej jest wezwaniem za strapionych i cierpiących: „Módlmy się, najmilsi, do Boga Ojca wszechmogącego, aby oczyścił świat z wszelkich błędów, odwrócił od nas choroby, głód oddalił, otworzył więzienia, rozerwał kajdany, raczył dać bezpieczeństwo i szczęśliwy powrót podróżującym, zdrowie chorym, a umierających obdarzył zbawieniem”. W centrum misji Jezusa stoją właśnie strapieni i cierpiący – a więc wszyscy grzesznicy, których Jezus się nie bał. Lubił z nimi przebywać i jeść przy tym samym stole. W czasie pierwszego publicznego wystąpienia w Kafarnaum wypowiedział swoje exposé posługując się proroctwem Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana”. I kończy zapewnieniem, że Jego przyjście jest wypełnieniem się tej zapowiedzi: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (zob. Łk 4, 18-21).

Przeżywamy czas Wielkiego Postu. Zapewne wielu z nas podejmuje różnego rodzaju wyrzeczenia, czegoś sobie odmawia, stawia sobie poprzeczki. Jednym słowem walczy o swoją duchową doskonałość. Może warto przyjrzeć się własnemu sposobowi przeżywania Wielkiego Postu? A może nawet więcej – swojemu sposobowi bycia we Wspólnocie Kościoła? Na ile jest on skupiony na praktykowaniu czegoś, co ma zapewnić poczucie bycia w porządku, bycia porządnym Katolikiem? A może to, czego potrzebuje Jezus, aby być dziś żywo obecnym we wspólnocie Kościoła i działać w niej z mocą, to przede wszystkim zmiana postawy wobec nieporządnych i odrzuconych? Wobec ludzi, którzy świadomi swoich win i grzechów szukają sposobu godnego życia. Szukają znaków potwierdzających, że Bóg o nich nie zapomniał. Że naprawdę ich kocha, że zaprasza ich do poszukiwania prawdy i jak najlepszego życia w ich skomplikowanej sytuacji.

Jeśli otworzymy nasze oczy, zobaczymy wokół siebie ogromne rzesze ludzi, którzy nie mieszczą się w Kościele ze względu na swoją ułomność. Są wśród nich ludzie uzależnieni od alkoholu, narkotyków, seksu, ułomni psychicznie, zaburzeni emocjonalnie, niezdolni do zawierania trwałych związków a jednak nie umiejący żyć samotnie, więźniowie, biedni - którzy nie potrafią dostosować się społecznie itd. Wszyscy oni stawiają nam dziś pytanie: Czy jest dla nas miejsce w Kościele? Czy możemy liczyć na pomoc, zrozumienie i przyjęcie bez oceniania i potępiania, bez robienia wyrzutów i wymuszania na nas dostosowania się do porządnych? Czy możecie nas wysłuchać i spróbować zrozumieć? Czy możecie dla nas zrobić miejsce obok siebie? Czy możemy być wspólnie w Kościele tego samego Jezusa? Czy możemy spotkać się ze sobą i tworzyć jedną wspólnotę grzeszników umiłowanych przez Jezusa i szukających nawrócenia na drodze wzajemnego dialogu pojmowanego jako pierwszeństwo słuchania przed mówieniem, dzielenia się przed dyskutowaniem i rozumienia przed ocenianiem, a nade wszystko przebaczania? Wierzę, że tak!