Jedni drugich brzemiona noście

Autor tekstu
ks. Jan Uchwat
Na co dzień mieszkam w seminarium. Przez sam fakt zamieszkiwania w tym miejscu, niejako automatycznie jestem włączony w życie wspólnotowe. Dla mnie jako kapłana szczególnym miejscem doświadczania wspólnoty jest modlitwa wraz z moimi współbraćmi. Kilka razy dziennie, o ściśle określonych porach wraz z wszystkimi klerykami, udaję się do kaplicy, aby wspólnie modlić się do Boga. Najczęściej razem odmawiamy brewiarz. To ogromna pomoc, kiedy wokół osiemdziesiąt osób jednym głosem woła do Boga.

Na co dzień mieszkam w seminarium. Przez sam fakt zamieszkiwania w tym miejscu, niejako automatycznie jestem włączony w życie wspólnotowe. Dla mnie jako kapłana szczególnym miejscem doświadczania wspólnoty jest modlitwa wraz z moimi współbraćmi. Kilka razy dziennie, o ściśle określonych porach wraz z wszystkimi klerykami, udaję się do kaplicy, aby wspólnie modlić się do Boga. Najczęściej razem odmawiamy brewiarz. To ogromna pomoc, kiedy wokół osiemdziesiąt osób jednym głosem woła do Boga. 

Ta pomoc uwydatnia się zwłaszcza w sytuacji, kiedy moim udziałem stają się trudności w modlitwie. I choć niekiedy źródłem tych trudności bywa zwykłe zmęczenie, niedospanie, zmartwienia, wtedy zdarza się, że trudno się na głos modlić. Wypowiadam wówczas słowa modlitwy półszeptem, a nawet milczę, słuchając jedynie tych, którzy trwają obok mnie. W tych „gorszych dniach” ogrom siły modlitwy wspólnotowej sprawia, że daję się porwać przez „potok” modlitwy innych. Czuję, że jak sam nie potrafię się modlić, nie mam na to chwilowo sił, wtedy w cudowny sposób mam udział w łaskach, które płyną z faktu, że innym moim braciom modli się akurat w tym momencie bardzo dobrze. W ten sposób spełniają się słowa z Listu św. Pawła do Galatów: Jedni drugich brzemiona noście (Gal 6, 2).

Po prostu pomagamy sobie nawzajem w dynamicznym procesie wzrostu naszej modlitwy. Myślę, że podobnie postępuje każdy z nas. Fakt korzystania z przywileju wspólnej modlitwy i doświadczania łask płynących dzięki modlitwie moich współbraci, mobilizuje mnie jednak do wysiłku pracy nad sobą, aby nie popaść w egoizm modlitewny i by nie poprzestać jedynie na braniu od innych, jedynie na słuchaniu, które można by przyrównać do picia wody bez podejmowania wysiłku czerpania. To byłoby nieuczciwe gdybym nie wnosił nic od siebie, dlatego nieustannie sprawdzam i oczyszczam moje intencje i podejmuję wysiłek, aby samodzielnie zaczerpnąć tej wody, a tym samym, aby ponieść brzemiona tych moich współbraci, którzy akurat się „źle mają”.

Nie mam wątpliwości, że wspólnota mobilizuje mnie i bardzo pomaga mi w modlitwie. Jak dobrze i miło, gdy bracia mieszkają razem... (Ps 133, 1).