Zwyczajna, nadzwyczajna, awaryjna - modlitwa
Tryb drugi w relacji do wcześniej wymienionego trzeba nazwać nadzwyczajnym. I tu myślę o bliskim mi osobach, które – o tym wiem – modlą się za mnie codziennie. Jedną z form takiej modlitwy jest tzw. “margaretka”. Siedem osób i siedem dni tygodnia. Przed paru laty w Wielki Czwartek, wtedy młodzi, dziś już w większości małżonkowie i rodzice, ofiarowali mi tę modlitwę jako duchowy prezent. I wiem, że on się nie wyczerpuje i nie starzeje. Trwa i ma postać modlitwy na czas nieokreślony. To wielka radość i świadomość przepływu Bożej łaski.
I wreszcie tryb trzeci, który nazwałbym awaryjnym. Problemy, przesilenia, perspektywa podjęcia trudnych decyzji, nieoczekiwane wydarzenia sprawiają, że proszę o modlitwę. Tych, którzy są niejako “pod ręką”. Przyjaciele, chorzy, członkowie wspólnot. Niektórzy z nich nawet nie potrzebują żadnego sygnału. Wiedzą i wyczuwają.
Każdy z wymienionych trybów tworzy duchową rzeczywistość i więź pomiędzy “omadlanym” oraz modlącymi. Dla mnie jako kapłana to niezwykle ważne, nieraz tego doświadczam. Zarazem żywiąc nadzieją, że owoce tej modlitwy są udziałem tych, którzy z troską i głęboką wiarą myślą przed Bogiem o kapłanach. Znanych i nieznanych sobie.