Dlaczego tak ciężko?

Autor tekstu
Patryk
Czas pielgrzymki był czasem błogosławionym, mimo iż od pierwszego dnia nie było łatwo. Taki ciężar. Taka odpowiedzialność. Nieśliśmy kapłanów na swych ramionach. Ich ofiarowywaliśmy w modlitwie. Ci, co składają ofiarę - teraz leżeli na ołtarzu Pana. A my czuliśmy, że Bóg działa... że nasze poświęcenie jest miłe Jemu. Co dzień rano Eucharystia. Codziennie rano losowanie. I kolejny kapłan potrzebuje mojej modlitwy.

Czas pielgrzymki był czasem błogosławionym, mimo iż od pierwszego dnia nie było łatwo. Taki ciężar. Taka odpowiedzialność. Nieśliśmy kapłanów na swych ramionach. Ich ofiarowywaliśmy w modlitwie. Ci, co składają ofiarę - teraz leżeli na ołtarzu Pana. A my czuliśmy, że Bóg działa... że nasze poświęcenie jest miłe Jemu. Co dzień rano Eucharystia. Codziennie rano losowanie. I kolejny kapłan potrzebuje mojej modlitwy. 

Wydawać by się mogło, że modlitwa nie boli... że nie wymaga wiele trudu. Ale każdą chwilę z tym krzyżem na ramionach trudniej było ustać. Każdą modlitwę trudniej wypowiedzieć. Czasem chciało się to rzucić. Czasem chciało zrezygnować... uciec. Dlaczego Boże tak mnie doświadczasz - pytałem - dlaczego? Nic nie dzieje się bez przyczyny. A co jeśli Bóg potrzebuje mojego cierpienia? A co jeśli ból nie jest przekleństwem... a błogosławieństwem?

Zrozumiałem. Trzeba przyjąć ten krzyż. Trzeba wziąć go na swoje ramiona z pokorą i miłością. Wytrzymam... dojdę - jeżeli to ma komuś pomóc. I wtedy poczułem ulgę. Było zdecydowanie lżej - bo już nie sam niosłem ten krzyż. Jezus był ze mną. Pielgrzymka się skończyła... ale kapłani nadal potrzebują mojej modlitwy. Dlatego kiedy tylko mogę wspominam Panu o Pasterzach - szczególnie o tych mi bliskich, ale również o innych, którzy potrzebują "westchnienia". Czuję... jestem pewien... że modlitwa im pomoże, że podtrzyma, że dzięki niej będą lepsi, silniejsi, bardziej święci... że będą świadkami - prawdziwymi świadkami Jezusa, który żyje i działa.